piątek, 20 stycznia 2012

Kanapa (kaplica).

Coś niezdrowa jestem. Mam tachykardię po wstaniu z kanapy. To alkohole, nikotyny i ser żółty- nie mówię, że nie wtrząsnęła bym pomidorówki, ale za dużo wysiłku by mnie to kosztowało. Poza tym przy garach parno- groziło by mi zasłabnięcie.
Facet każe mi szukać swoich skarpet, zagubił te mniej noszone.
Te świeższe nie posiadły jeszcze zdolności przemieszczania więc nie potrzeba dwóch osób do nagonki. Olewam go.
Jezu!... kiedyś już nie wstanę z kanapy. Dopadnie mnie imperator porcji lodów. Nad moją duszą nie będzie trzeba specjalnie dyskutować. Z kanapy niewiele nagrzeszę- czasem pobluźnię i tyle. Żeby pić z kielicha gniewu bożego trzeba szkodzić wśród ludzi.
Ja im nie zagrażam- wkurwiają mnie, więc ich unikam.

2 komentarze:

  1. Co z Ciebie za kobieta, skoro nie pomagasz swemu mężczyźnie szukać skarpet? Piszesz, że są brudne. To dlaczego ich nie wyprałaś?!?! Biedny ten Twój konkubent, oj biedny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo zawsze mdleję, kiedy się po nie schylam.

    OdpowiedzUsuń