środa, 18 stycznia 2012

Źle się dzieje w Państwie Polskim.

Znowu mamy w domu bezrobocie. W zimie portfele chudną. Finansowa anoreksja. Rynek pracy zamiera, a budzi się windykator. Nasycony, opity krwią przespał porę ciepłą i teraz rusza na łowy. Jest bardzo głodny...
Nikomu nie otwieraj, nie wpuszczaj listonosza i koniecznie wyłącz telefon.
Nie zapomnij zgasić światła, bo on może je zobaczyć.
Do mnie jeszcze nie przyszedł, ale kto wie co będzie jutro. Na przykład bankowi może się nie spodobać mój debet, i wtedy także ja będę musiała zejść do podziemi. Nie można nawet dorobić na ulotkach (polecane dla desperatów) bo zabiorą zasiłek. Gaz idzie w górę, woda idzie w górę i to z miesiąca na miesiąc- monopoliści na rynku. Brak konkurencji bardzo im służy. Ceny chleba ,jajek, ,masła wzrastają, a wypłaty nie.
Pracowałam w dużej, znanej na rynku motoryzacyjnym firmie. Pracodawca był ze mnie zadowolony. Dostałam umowę o pracę na dwa lata, była to trzecia umowa z kolei. Praca na trzy zmiany, w nocy tylko dwóch pracowników, z których jeden nie miał uprawnień do odebrania połowy połączeń przychodzących. Siedziałam przy jedynym w firmie stanowisku, którego pracownicy musieli mieć na głowie dwie słuchawki naraz, odbierać dwie linie naraz i rozmawiać z dwoma osobami prosząc drugą o czekanie na linii. Czasami rozmawiałam z partnerem zagranicznym wysłuchując przy okazji co mówi do mnie osoba dzwoniąca na linię polskojęzyczną. Bardzo trudno to zkoordynować. Słuchawki chwile spadają ci z głowy , a jeszcze kierownik wrzeszczy z drugiego końca sali:
- Połączenia wiszą!!!
- Nie rozdowję się, rozmawiam z klientem, nie mogę go rozłączyć.
- Ale połączenia wiszą!!! Statystyki nam spadają! Wszyscy stracimy premię!!
 W mojej firmie było coś takiego jak premia. Wszyscy słyszeli, że podobno istnieje, ale nikt jej nigdy nie widział.
Zdarzały się dni, kiedy mogłam opuścić stanowisko pracy tylko na pięć minut, żeby pobiec (nie pójść) do łazienki. Po powrocie informowano mnie, że przeze mnie spadło połączenie i mam natychmiast oddzwonić. Nie wchodząc w szczegóły zazwyczaj pracowałam na trzech stanowiskach naraz, w późniejszym okresie kiedy zaczęło bardzo brakować ludzi (oszczędności) robiłam wszystko dzieląc się obowiązkami z kierownikiem. Reszta osób po prostu nie znała konicznych procedur, z których połowa była po angielsku, a poza tym trzeba było wiedzieć gdzie ich szukać. Zazwyczaj z powodu długiego czasu realizacji usługi każdy klient lub partner firmy był wściekły. Codziennie wysłuchiwałam, co ten czy ów o mnie myśli. Nie mogłam odpowiedzieć bo linie były nagrywane i odsłuchiwane. Oceniano nas bardzo surowo. Kiedy zaczęłam pracować grożono mi utratą pracy i przeprowadzano ze mną specjalne rozmowy, z których sporządzane były protokoły tylko dlatego, że jeden raz zamiast "Proszę mi powiedzieć..." zwróciłam się do klienta "Niech mi Pan powie..." To był mobbing. Dostawałam do podpisania oświadczenia, że nie będę zniechęcać nowych pracowników do firmy (akurat był sezon zimowy, duży ruch , a ludzie nie wytrzymywali i odchodzili z pracy).
Kiedy nastała jesień i ilość połączeń się zmniejszyła firma zaczęła zwalniać pracowników ,nie przedłużając im umowy, lub tak jak w moim przypadku bez podania żadnego powodu w trakcie trwania umowy. Miałam umowę o pracę i zostałam zwolniona, pomimo tego, że nie wyraziłam na to zgody, i tego, że na liczne pytania "dlaczego" nigdy nie doczekałam się odpowiedzi. Gdzieś na marginesie wypowiedzi kierowników słyszałam "redukcja etatów".
Teraz na czas kryzysu prawo zezwala na zawarcie z pracownikiem umowy o pracę i zwolnienie go w czasie jej trwania. To ma zapobiec temu, że firma będzie bała się zatrudniać nowych pracowników, ma przeciwdziałać załamaniu się rynku pracy, poprawić sytuację gospodarczą.
Mój pracodawca zwolnił około dziesięciu doświadczonych, wieloletnich pracowników, żeby na ich miejsce zatrudnić nowych, którzy na starcie dostali o sto złotych mniej niż ja kiedy zaczynałam tam pracować. Tego nie można nazwać redukcją etatów, to jest wyciskanie ludzi jak cytryny. Za parę groszy wykończymy cię nerwowo i wydoimy do cna.
Ale przecież Polska dobrze radzi sobie z kryzysem, bezrobocie jest niskie, wszystko gra i buczy!
Z odbiorników telewizyjnych przemawiają do nas serialowi aktorzy, ci najbardziej poczciwi "Płaćcie abonament obywatele." Taki aktorzyna jednego ze znanych seriali zarabia trzy tysiące złotych za jeden dzień zdjęciowy, z klauzulą, że zostanie im zagwarantowane wynagrodzenie za minimum dziesięć dni zdjęciowych w miesiącu. To trzydzieści tysięcy na miesiąc, nawet jeśli popracuje jeden dzień!
Jesz obiad, włączasz telewizor, a tam po reklamie skutecznego wypróżniania i superchłonnej podpaski widzisz serialowego proboszcza, o sumieniu czystym jak skarpety Chajzera który wmawia ci, że grzeszysz bo nie płacisz abonamentu. Tylko mi się tak wydaje czy tutaj naprawdę jest coś bardzo nie tak?
W Polsce zaczyna się robić jak przed wojną. Mamy bardzo bogatych i bardzo biednych, klasa średnia wymiera.
Posłowie nawet się już nie silą na powagę, trwa głosowanie nad ważną ustawą, a nasz przedstawiciel ludu wyje ze śmiechu, bo kolega dopieprzył w dyskusji oponentowi. Polska kopertą stoi, pieniądze wspierają pieniądze i to już na szczeblach samorządowych. Kupel zatrudnia kumpla, i potem kryją się na wzajem.
To wszystko jest normalne , ale jeśli nie zapłacisz abonamentu, to w nocy porwie cię diabeł grzeszniku- tak mówi ksiądz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz