poniedziałek, 6 lutego 2012

Czekając.


Ludzie mówią "byle do pierwszego". Mój pierwszy przypada na ten piątek. W domu zapanuje nietrwały dobrobyt. Taka, cokolwiek ulotna poprawa losu pozwala zwolnić, odczuwać dzień, tak jak w mniemaniu bezrobotnego odczuwają go choćby średnio zamożni obywatele. Cieszysz się kawą do śniadania, obiadem, piwem po kolacji. Nie odliczasz trwożliwie papierosów. Nawet Twój kot jest zadowolony, pasąc się Whiskasem, a nie puszką z podejrzanym czymś w niepokojąco niskiej cenie- za taką okazją kryje się coś więcej,i w tym przypadku lepiej pozostać ignorantem.
Kupujesz środki czystości, pastę do zębów, papier życia- tutaj jednak pozostajesz wierny szarej wersji- komfort defekacji podniesiesz sobie na etacie, na czymś trzeba oszczędzać.
Wszystko raczej w promocjach, najlepiej w Biedronce. Achbiedronka- owad najbliższy sercu bezrobotnego.
Wreszcie rachunki. Płacenie rachunków jest jak cerowanie starej skarpety, ledwo scerujesz piętę, a już wystaje ci palec.
Najgorsze, że kiedy popłacisz co trzeba, a potem przytaszczysz do domu ze dwie siaty towaru to naprawdę niewiele zostaje. Tylko na paczkę fajek, kilka paczek jeśli oszczędzałeś.
Dnia pierwszego urządzisz sobie nawet skromną libację (słuchaj, dzisiaj jest dobrze a będzie lepiej stary, czuję to).
Potem nie będzie tak świetnie, będzie średnio, a jak już przestanie być średnio to zacznie się odliczanie do następnego zasiłku.
- Co robisz?
-Czekam na Godota.
-Poczekasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz